danielik danielik
2795
BLOG

O dotacjach dla twórców. Ad vocem wywiadu z p. Stuhrem

danielik danielik Kultura Obserwuj notkę 57

Ostatnio podczas wizyty u pani Moniki Olejnik pan Jerzy Stuhr stwierdził, że nie wystąpiłby nigdy w filmie, który jest „kłamliwy historycznie i nihilistyczny”, mówiąc to w kontekście projektu pana Antoniego Krauzego, dotyczącego katastrofy smoleńskiej. Pomijam już fakty, że ten znany aktor stwierdził, że nie czytał scenariusza oraz, że szkoda, iż takiej zasady nie wpoił synowi. Gdyż ten uniknąłby ogromnej fali krytyki, która spadła na niego po filmie „Pokłosie”. Moją uwagę zwróciło, coś innego.

Mianowicie, w dalszej części rozmowy pan Stuhr zasugerował, że nie jest pewne, czy ten film w ogóle powstanie, gdyż jest to w dużej mierze uzależnione od jego decyzji. Został on jednym z ekspertów PISF, który ocenia scenariusze i przyznaje dotację. Można z dużą dozą prawdopodobieństwa stwierdzić, że twórcy tego filmu mogą mieć duże problemy, z przebrnięciem przez sita ekspertów z Instytutu, gdyż zapewne w kolejce po dofinansowanie czeka wiele, ważniejszych „dzieł”.

Może kolejny film o polskim antysemityzmie? Wówczas dofinansowanie byłoby, jak najbardziej wskazane. Tylko chyba ktoś zapomniał, że jest to podobno Polski Instytut Sztuki Filmowej, a nie antypolski. Zapewne na dofinansowanie mogą liczyć filmy o homoseksualistach, pedofilii wśród księży, bo są tematy, jak najbardziej na topie. Twórcy opowieści o alkoholikach, dziwkach i ćpunach również z pewnością zostaną hojnie wsparci. Jednak film o katastrofie, w której zginęła głowa naszego państwa? Po co komu potrzebna taka hucpa?

Ktoś powie, że już niedługo odsuniemy od władzy PO i jej klakierów, powyrzucamy ich ludzi, a na "ich" miejscu poumieszczamy „swoich”. Olbrychskich i Stuhrów wyślemy na zasłużoną emeryturę. Wtedy powstaną filmy o katastrofie smoleńskiej. Może wreszcie doczekamy się zekranizowania historii rotmistrza Pileckiego. Tylko, że my, czyli zwykli obywatele możemy sobie, co najwyżej zmienić kanał w TV. Ten cały świat jest niezwykle hermetyczny, hierarchia została ustalona, miejsca przy korycie poprzyznawane i łatwo, nikt  z nich nie zrezygnuje. Może ktoś wartościowy się do tego koryta dopcha. Tylko, co to zmieni?

Problemem jest istnienie państwowych dotacji w ogóle i nie chodzi tu tylko o kinematografię. "Dziećmi dofinansowań” są właśnie pan Klata i pani Wójciak. To tylko dzięki, państwowym środkom ludzie mogą ze swojego moczu i innych wydzielin tworzyć „dzieła” i nazywać to sztuką współczesną. Definicja sztuki współczesnej można by streścić w jednym zdaniu. Jest to wytwór chorej fantazji twórcy, którego nikt o zdrowych zmysłach nie chciałby kupić, ani nawet spojrzeć w jego kierunku, co spowodowałoby, że osobnik go tworzący przymierałby głodem i musiał szukać butelek i puszek na śmietniku, żeby przedwcześnie nie zakończyć swojej egzystencji. Niestety dzięki publicznym pieniądzom ci ludzie mogą ubierać się w szaty artystów i stawać się nadwornymi autorytetami.

Fakt, że nikt takiego g***a nie chce oglądać nikogo nie interesuję, bo przecież to jest sztuka i zwykły plebs nie musi rozumieć intencji twórcy, który akurat chciał wyrazić swoją artystyczną wizję poprzez plamę moczu na płótnie lub innym materiale. Oczywiście twórcy lubią również wykorzystywać symbole religijne, które oczywiście są przedstawiane w różnych, budzących zazwyczaj ogromne kontrowersje konfiguracjach. Ta pseudo sztuka idealnie koresponduje z medialnym przekazem, który opluwa wszystko, co ważne dla naszej tradycji i kulturze. Polskojęzyczne media atakują naszą religię i oczywiście, będą pisać hymny pochwalne na cześć "naszych" nowoczesnych twórców. Natomiast każdy, kogo te „dzieła” nie powalają na kolana jest, podobnym nieukiem, jak Gałkiewicz, którego Słowacki, nie wiedzieć czemu nie mógł zachwycić. Będą, to zacofani ludzie, którzy nie zasługują na miejsce, w postępowej Europie, do której przecież nasz kraj, niestety na złamanie karku, pędzi.

Sztuka powstawałaby i bez publicznych dofinansowań i byłaby wyższej jakość, niż obecnie. Gdyż twórcy nie próbowaliby trafić w gust różnych pseudo ekspertów, którzy decydują o rozdziale publicznych grantów. Wtedy liczyłyby się oczekiwania odbiorcy. Dzisiaj są one sprawą drugorzędną, gdyż cóż za różnica, czy widzowie zechcą jakiś film lub sztukę obejrzeć, gdy pieniądze i tak wpadną na konto? Natomiast ludzie, którym by zostawiono więcej pieniędzy w kieszeni, może część z nich przeznaczyliby na zakup książek, biletów do kina, teatru, czy galerii, oczywiście nie tej handlowej? Dzisiaj wszyscy staliśmy się wbrew woli mecenasami sztuki, której poziom jest, tak marny, że mało, kto ma ochotę z nią obcować. Sami finansujemy chorą propagandę, która nas niszczy.

Wiele osób powie, że bez dofinansowań zbankrutowałyby teatry, bo przecież już teraz wiele z nich świeci pustkami. Ja akurat twierdzę, że wielu z nich dawno już nie powinno być, bo naprawdę bardzo sie dziwię, że ktokolwiek jeszcze ogląda sztuki, w których grająca główną rolę aktorka wkłada sobie wibrator do ust. Jeśli ktoś sobie chce obejrzeć, tej klasy „sztukę”, to spokojnie może włączyć, jakiś kanał dla dorosłych w TV lub stronę w Internecie i nie potrzebuje w tym celu iść do dofinansowanego z publicznych pieniędzy teatru.

Państwo naprawdę nie musi ingerować w każdą sferę naszego życia. Ludzkość przez setki lat rozwijała się i przetrwała bez tysięcy osób na państwowych posadach, ograbiających obywateli i rozdających ich pieniądze rozmaitym oszustom, kreującym się na wielkich artystów. Jeśli, ktoś z własnej woli chciałby, coś takiego sponsorować, to oczywiście nie można mu, w tym przeszkadzać, ale nie można wszystkich do tego zmuszać.  

danielik
O mnie danielik

Otwarty na rozmowę i wymianę poglądów z innymi.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura